Justin: Muszę iść.
Ja: Nagrywasz dziś czy co?
Justin: Tak, musimy dograć dwa kawałki na płytę.
JA: Czyli będziesz wieczorem?
Justin: Nie, coś około 17. Przygotuj się, przyjadę o 18 po Ciebie i jedziemy na kolację.
Ja: A co to za okazja?
Justin: Musi być okazja?
Ja: Co nabroiłeś?
Justin: Kotek nic nie zmalowałem, po prostu chcę Cię zabrać gdzieś wieczorem. Po kolacji możemy iść do kina, spędzić miło czas. Twojej mamy nie ma, a ja zamiast siedzieć z Tobą łażę po studiach. Za to jutro idziemy na plażę sami, albo z Ryanem,Jessie i Stellą.
Ja: Dobra idź już, bo się spóźnisz.
Juss poszedł do samochodu. Słyszałam jak odpalał samochód. Zeszłam na dół i zrobiłam jajecznicę. Otworzyłam drzwi od tarasu i wypuściłam psa. Ogródek był bardzo zaniedbany, więc postanowiłam ubrać się i pojechać do jakieś sklepu ogrodniczego. Zadzwoniłam do Ryana.
Ja: Siemanko, słuchaj masz czas?
Ryan: Ooo kto się odezwał, pewnie, że mam. Czego potrzebujesz?
Ja: Pojechał byś ze mną za jakąś godzinkę do jakiegoś sklepu ogrodniczego? Chce zasadzić kwiaty, kupić ziemię i takie tak głupotki.
Ryan: Zamieniasz się w kurę domową? To już ten czas?
Ja: Ale Ty głupi, haha. Nie no chcę mieć ładnie w ogrodzie. Jakieś melo może zrobimy.
Ryan: To nowe kwiatki na melo? Po wizycie Jessie nie będziesz mieć nic z tych kwiatków.
Ja: Haha, przestań no chyba zauważy moją ciężką pracę.
Ryan: Oj wątpię, dobra Ty się ogarniaj, bo w biegu będziesz wsiadać! Nie będę parkował.
Rozłączyłam się. Zawołałam psa i wróciłam do domu. Weszłam na górę wyjęłam legginsy i koszulkę. Włosy związałam w kitka. Słyszałam, że Ryan trąbi, więc szybko ubrałam buty i wyszłam. Pojechaliśmy sklepu, wzięłam dużo fioletowych i białych kwiatów, białe i czarne kamyczki, czarne koszyczki do kwiatów, czarne płotki, kilka tuj.
Ryan: Więcej tego nabierz.
Ja: Jeszcze z Justinem przyjadę po kilka rzeczy.
Poszłam ze wszystkim do kasy. Zapłaciłam za przewóz i poszłam do samochodu.
Ryan: Nie myślałaś żeby zrobić prawko?
Ja: No właśnie myślałam, ale nie wiem czy robić. Bym musiała uzbierać połowę kasy na prawko i pół by mama dorzuciła. No i samochód.
Ryan: Nie wolisz żeby Justin zapłacił za prawko i samochód?
Ja: Nie, źle bym się z tym czuła.
Ryan: Jakbym chciał żeby Jessie tak mówiła!
Ja: Nie rób z niej takiego pasożyta. Dobra jedziemy do domu, bo muszą mi to pownosić, a Juss gdzieś chce mnie zabrać.
Odwiózł mnie do domu i pojechał po Jessie. Otworzyłam drzwi i panowie ze sklepu zaczęli wszystko wnosić. Była już 14:30. Długo nie czekałam, panowie szybko wyszli więc miałam czas dla siebie. Wzięłam kąpiel z bąbelkami. Wyszłam w samym ręczniku i poszłam do pokoju. Wybrałam jedną z sukienek i buty. Wysuszyłam włosy, ubrałam sukienkę i zaczęłam się malować. Włosy zakręciłam w loki. Wypuściłam jeszcze psa i przyjechał Juss.
Justin: Ooo moja księżniczka! Daj buziaka
Ja: No już, już *daję mu buziaka*
Patrzyłam przez okno w samochodzie i koło drogi stał facet z psiakami.
Ja: Kochanie patrz jakie cudowne! Jeju jakbym takiego chciała.
Justin: Przecież masz już psa.
Ja: Tak wiem, ale jakie śliczne były.
Justin: To kundelki były?
Ja: Chyba tak. Najbardziej to mi się marzy Akitta.
Justin: Co?
Ja: Wieczorem obejrzymy film z tym psiunkiem.
Dojechaliśmy do restauracji. Usiedliśmy przy stoliku, a kelner podał menu.
Justin: Czemu nie mówiłaś, że chcesz zrobić prawko?
Ja: Powiedziałabym, gdybym miała część pieniędzy.
Justin: Ale ja zapłacę za kurs i kupię Ci samochód.
Ja: Nie chcę żebyś płacił.
Justin: Dobrze jak chcesz. To będę musiał sprzedać Audi, które Ci kupiłem.
Ja: Powtórz?!
Justin: Kupiłem Ci Audi. Twoje
wymarzone R8. Bialutkie takie jak chciałaś.
Ja: Proszę powiedz, że żartujesz. Całkiem oszalałeś.
Justin: Kochanie, spełniłem Twoje jedno z marzeń.
Zjedliśmy kolacje i wróciliśmy do domu. Na ulicy leżał rozjechany pies.
Ja: Zobacz co za bydlę. Przejechać psa, jak można być tak ślepym?
Weszliśmy do domu. Zawołałam Lakiego na ogródek. O dziwo nie przyszedł. Szukałam w całym domu ale go nie było. Nagle słyszę głos Jussa. Wybiegłam z domu i zobaczyłam rozjechanego Lakiego. To on leżał na tej ulicy. Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, a głos zaczął sie łamać. Juss trzymał go na rękach.
Ja: Chodź pojedziemy do weterynarza. Chodź szybko.
Justin: Kochanie on nie żyje.
Te słowa zwaliły mnie z nóg. Wzięliśmy go do ogrodu. Juss zaczął kopać dziurę, a ja siedziałam i głaskałam go po główce. Wyglądał jakby spał. Justin włożył go w karton i zakopał. Weszłam do domu i usiadłam na kanapę. Juss przyszedł i mocno mnie przytulił.
Juss: Myszko, nie płacz wiem, że Ci ciężko ale byłaś wspaniałą panią.
Wtuliłam się w niego i zasnęłam. Ściągnął mi sukienkę, ubrał w piżamę i zaniósł do łóżka.
Ryan: Więcej tego nabierz.
Ja: Jeszcze z Justinem przyjadę po kilka rzeczy.
Poszłam ze wszystkim do kasy. Zapłaciłam za przewóz i poszłam do samochodu.
Ryan: Nie myślałaś żeby zrobić prawko?
Ja: No właśnie myślałam, ale nie wiem czy robić. Bym musiała uzbierać połowę kasy na prawko i pół by mama dorzuciła. No i samochód.
Ryan: Nie wolisz żeby Justin zapłacił za prawko i samochód?
Ja: Nie, źle bym się z tym czuła.
Ryan: Jakbym chciał żeby Jessie tak mówiła!
Ja: Nie rób z niej takiego pasożyta. Dobra jedziemy do domu, bo muszą mi to pownosić, a Juss gdzieś chce mnie zabrać.
Odwiózł mnie do domu i pojechał po Jessie. Otworzyłam drzwi i panowie ze sklepu zaczęli wszystko wnosić. Była już 14:30. Długo nie czekałam, panowie szybko wyszli więc miałam czas dla siebie. Wzięłam kąpiel z bąbelkami. Wyszłam w samym ręczniku i poszłam do pokoju. Wybrałam jedną z sukienek i buty. Wysuszyłam włosy, ubrałam sukienkę i zaczęłam się malować. Włosy zakręciłam w loki. Wypuściłam jeszcze psa i przyjechał Juss.
Justin: Ooo moja księżniczka! Daj buziaka
Ja: No już, już *daję mu buziaka*
Patrzyłam przez okno w samochodzie i koło drogi stał facet z psiakami.
Ja: Kochanie patrz jakie cudowne! Jeju jakbym takiego chciała.
Justin: Przecież masz już psa.
Ja: Tak wiem, ale jakie śliczne były.
Justin: To kundelki były?
Ja: Chyba tak. Najbardziej to mi się marzy Akitta.
Justin: Co?
Ja: Wieczorem obejrzymy film z tym psiunkiem.
Dojechaliśmy do restauracji. Usiedliśmy przy stoliku, a kelner podał menu.
Justin: Czemu nie mówiłaś, że chcesz zrobić prawko?
Ja: Powiedziałabym, gdybym miała część pieniędzy.
Justin: Ale ja zapłacę za kurs i kupię Ci samochód.
Ja: Nie chcę żebyś płacił.
Justin: Dobrze jak chcesz. To będę musiał sprzedać Audi, które Ci kupiłem.
Ja: Powtórz?!
Justin: Kupiłem Ci Audi. Twoje
wymarzone R8. Bialutkie takie jak chciałaś.
Ja: Proszę powiedz, że żartujesz. Całkiem oszalałeś.
Justin: Kochanie, spełniłem Twoje jedno z marzeń.
Zjedliśmy kolacje i wróciliśmy do domu. Na ulicy leżał rozjechany pies.
Ja: Zobacz co za bydlę. Przejechać psa, jak można być tak ślepym?
Weszliśmy do domu. Zawołałam Lakiego na ogródek. O dziwo nie przyszedł. Szukałam w całym domu ale go nie było. Nagle słyszę głos Jussa. Wybiegłam z domu i zobaczyłam rozjechanego Lakiego. To on leżał na tej ulicy. Łzy momentalnie napłynęły mi do oczu, a głos zaczął sie łamać. Juss trzymał go na rękach.
Ja: Chodź pojedziemy do weterynarza. Chodź szybko.
Justin: Kochanie on nie żyje.
Te słowa zwaliły mnie z nóg. Wzięliśmy go do ogrodu. Juss zaczął kopać dziurę, a ja siedziałam i głaskałam go po główce. Wyglądał jakby spał. Justin włożył go w karton i zakopał. Weszłam do domu i usiadłam na kanapę. Juss przyszedł i mocno mnie przytulił.
Juss: Myszko, nie płacz wiem, że Ci ciężko ale byłaś wspaniałą panią.
Wtuliłam się w niego i zasnęłam. Ściągnął mi sukienkę, ubrał w piżamę i zaniósł do łóżka.